W XIX wieku rozwój hutnictwa cynku na Górnym Śląsku spowodował duże zapotrzebowanie na pracowników. Początkowo rekrutowano ich z okolicznych wsi, jednak z czasem konieczne było zatrudnianie ludności napływowej, w tym Polaków z Galicji i Królestwa Kongresowego, a także pracowników z Niemiec. W hutach, oprócz mężczyzn, pracowały także kobiety i dzieci.
Warunki pracy w hutach były niezwykle trudne. Przed wprowadzeniem wysokich kominów wszystkie toksyczne opary pozostawały wewnątrz hal. Cyrkulacja powietrza była zapewniana jedynie przez otwory w dachu i otwarte drzwi, co negatywnie wpływało na zdrowie pracowników. Dane z 1900 roku pokazują, że tylko 5% hutników dożywało 45 lat, a zaledwie 1,5% przekraczało 50 rok życia.Zarobki były niskie, w 1885 roku pracownik huty cynku zarabiał średnio 555 marek rocznie, dla porównania pracownik huty żelaza ok 650 marek. Często zarobki nie wystarczały na pokrycie podstawowych kosztów życia. Warunki mieszkaniowe również pozostawiały wiele do życzenia. Pierwsze zakłady nie zapewniały mieszkań, więc pracownicy wynajmowali pokoje lub koczowali na terenie fabryk. Dopiero w latach 40 XIX wieku zaczęto budować osiedla robotnicze, a w latach 70 prywatni inwestorzy wznosili budynki czynszowe z myślą o wynajmie.
Na początku XX wieku podjęto pierwsze próby poprawy sytuacji robotników. Wprowadzono przepisy dotyczące wentylacji hal, zakazano zatrudniania kobiet i młodocianych przy piecach destylacyjnych, oraz zapewniono pracownikom dostęp do łaźni, szatni i opieki medycznej. Przynależność do przyzakładowych systemów ubezpieczeń społecznych, takich jak kasa Spadkobierców Gieschego, pozwalała na korzystanie z darmowej opieki lekarskiej czy zasiłków chorobowych, choć wypłaty świadczeń nie zawsze przebiegały bezproblemowo.
Pomimo licznych reform praca w hutnictwie cynku pozostawała ciężka i wyniszczająca. To jednak nieodłączna część historii przemysłu Górnego Śląska i losów ludzi, którzy go tworzyli.
Iga Rentel-Konopka